Sprzątając ostatnio w sklepie znalazłem mój stary t-shirt z dumnym napisem Polmuz utrzymanym w stylistyce loga Pearl. Ten napis zawsze budził we mnie entuzjazm i wywoływał szeroki uśmiech politowania na twarzy – tak stało się i teraz. Cholera – pomyślałem – jeszcze nikt nie napisał niczego większego o tej „wspaniałej” marce, może warto by spróbować…
No i spróbowałem, a co z tego wyszło, oceńcie sami….
Wydaje mi się, że młodzi perkmani nie do końca rozumieją, czym jest totalny brak możliwości zakupu instrumentu. W większości sklepów muzycznych półki uginają się od towaru, a jeśli czegoś nie ma – zawsze można to zamówić. Patrząc jednak szerzej, to jeszcze kilkanaście lat temu wcale tak nie było. Perkusja jako instrument zawsze spychany na bok doczekał się swojego polskiego odrodzenia całkiem niedawno, wraz z rozkwitem internetu i ogólnego przepływu i wymiany informacji.
Mimo tak dużego sprzętowego rozwoju w ostatnich latach, nadal sporą „grywalnością” w różnych salkach prób czy też undergroundowych klubach cieszy się marka będąca chyba największym koszmarem polskich perkusistów:
Pol-muz, czyli pierwsze i do niedawna jedyne w pełni polskie bębny pojawiły się w latach 60-tych. Nieistniejąca już fabryka miała swoją siedzibę w Warszawie przy ulicy Grochowskiej 75/77 i oprócz zestawów perkusyjnych produkowano w niej także przeszkadzajki, perkusjonalia i instrumenty dęte. Ostatnie Polmuzy zeszły z linii produkcyjnej na początku lat 90-tych.
Przez blisko 30 lat okresu produkcji i 50 lat użytkowania, Polmuz zraził lub zrazi do siebie chyba wszystkich, którzy mieli lub będą mieli z nim jakąkolwiek styczność. Ten twór instrumento-podobny dla klasy robotniczej nie broni się niestety niczym i nawet przy obecnej chińskiej taniosze wypada blado i wiotko.
Zastrzegam, że jeśli chodzi o specyfikację typowo „techniczną”, to wszelkie zamieszczone tu informacje mogą być częściowo błędne – po tylu latach nie sposób niestety precyzyjnie stwierdzić niektórych faktów. Czytaj dalej Polskie wyroby perkusyjne, cz. 2 – Polmuz – nieśmiertelny wróg, czy wybawca młodych?